piątek, 8 marca 2013

Pod gołym niebem


 Słuchaliśmy kolejnych historii mieszkańców, każdy opowiadał nam o tym, co najbardziej leżało mu na sercu, tak jakby spowiedź odbyta przed Muzungu w jakikolwiek sposób mogła ulżyć ich losowi. Wróciliśmy do centrum wioski.
 
 Przedzielone było ono szosą łączącą Kampalę z północą kraju. Tutaj znajdowały się sklepiki i kilka barów. Gęsta drewniano ceglana zabudowa stanowiła tło dla  życiowych czynności, tradycyjnie dziejących się pod gołym niebem. Wnętrza budynków służyły jako schronienie w nocy i w trakcie deszczu. Trafiliśmy do przybytku z najtańszym alkoholem, zapasy miejscowego bimbru pozornie wystarczyć mogły na wiele miesięcy picia.



Żółte baniaki z podłym bimbrem ułożone były jeden na drugim, było ich kilkadziesiąt. Piwo kosztowało wiele drożej dlatego pito go mniej niż bimbru. Usiedliśmy, obok nas natychmiast przysiedli się chętni do picia. Urzędową karą za śmierć pod wpływem alkoholu jest skazanie nieboszczyka na chłostę. Zwłoki bito po śmierci ku przestrodze innych. Wiele to mówi o wierze w życie po śmierci. Granica między dwoma światami jest bardzo cienka. Strach przed chłostą po śmierci jest całkiem realny i nie lekceważony. Inna sprawa, że nie bardzo jest komu owe prawo chłosty egzekwować. Państwo odstrasza w ten sposób od picia bimbru produkowanego na wsiach z byle czego. Proceder ten powoduje śmierć tysięcy osób rocznie. Bywa, że jednorazowo śmiertelnymi ofiarami picia lokalnego bimbru pada kilkadziesiąt osób z jednej wioski.

 
Michał Kruszona „Uganda, jak się masz Muzungu”

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz